wtorek, 14 sierpnia 2012

Miło mi zaczął się dzień, choć od świtu z grubej rury. Bywa jednak, że energii dostarczają nam zupełnie niespodziewane źródła.. Z racji charakteru pracy wstaję zawsze pierwsza, kiedy cały dom jeszcze śpi. Nie jestem niestety osobą, która potrafi się delektować swoim porannym czasem. Zawsze na filmach wszystko tak pięknie wygląda - cisza, spokój, slońce zaglada przez okna i zapach kawy wędruje po domu. Oj chciałabym! Mój poranek zaczyna sie w ciemnościach i jest jedną wielką walką z czasem! Biegam zazwyczaj zupełnie chaotycznie próbując ogarnąć śniadanie dla wszystkich i sama się przygotować do pracy.. Dziś natomiat zaskoczył mnie maż, który wstał pierwszy, żeby ułatwić mi życie.
I tak dotarłam do pracy wcale nie zdyszana i radośnie podekscytowana, a zaraz opowiem czemu:)
Wspominałam o stronie internetowej i o moich bolączkach zwiazanych z napisaniem odpowiedniej treści. Zadzwoniłam do osoby, z którą wszystko załatwiam i postanowiłam podpytać - w końcu Pan mianuje się media advisorem. Uspokoił mnie trochę mówiac, że mogę mu dostarczyć same najważniejsze fakty, a oni już mają copywritera, który to sprytnie poskłada w sensowna calość. Drugą rzeczą, jaką z nim omawiałam są zdjęcia, które będą planowali robić i tu zapytał czy może przyjść dzisiaj, żeby zrobić takie wstępne, by potem mogli juz profesjonalnie wszystko zaplanować. Pojawił się bardzo wcześnie i zaczął kręcić się z aparatem tu i tam, pytajac czy będę pózniej otwarta, żeby parę rzeczy poprzestawiać na witrynie dla lepszego widoku z ulicy. Bardzo mnie to zdziwiło, bo przecież umawiam się z nimi na robienie strony, a oni takie kompleksowe rady.. Nie wiem jeszcze co ja na to.
Wróciłam do domu równie szczęśliwa, jak wyszłam i znalazłam nawet swój bardzo mały filmowy moment:) Kawa w ulubionym kubku, fotel na moim małym ogródku, dzieciak cudownie grzeczny i wszystko niemal w zwolnionym tempie... Poproszę tak częściej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz