wtorek, 21 sierpnia 2012

Podobno pokora przychodzi z wiekiem.. Mam wrażenie, że moja jest bardziej przejawem przystosowania się do nowych warunków.

Kiedy planowałam własny biznes najbardziej bałam się formalności. Nie znałam jeszcze tak dobrze angielskiego gruntu i wszystkie finansowo-prawne zagadnienia przyprawiały mnie o ból głowy. Nie twierdzę, że opanowałam już wszystko idealnie, ale z dużą pomocą samouczków i doradców przebrnęłam przez najgorszy początek. Klientów miały zdobywać słodkości, przyjazna obsługa, dobre ceny. Jakoś to pomalutku się sprawdza, ale na długą metę przestaje wystarczać. I tu pojawia się moja marketingowa niepewność. Bardzo ostrożnie sięgam po narzędzia, które wiążą się z jakimkolwiek wydatkiem. Strona internetowa to inwestycja, na której na tę chwilę chciałabym poprzestać, więc szukam teraz fajnych darmowych pomysłów. Kilka dni temu założyłam wątek na forum, w którym z nieznaną sobie pokorą poprosiłam o rady. Jedną z nich zacytuję tutaj:

"No to pozostaje wyjść do ludzi nie czekając aż oni wejdą. Poczęstuj przechodniów czy sąsiadów(prywatne domy i sklepy). Daj im spróbować swoich produktów.
Pamiętam jak jeszcze w Polsce rozkręcałem restauracje i pierwsze co zrobiliśmy to drobny poczęstunek na ulicy. Serwowaliśmy w małych kubeczkach zupę z borowików i mini bułeczkę z własnego wypieku.
Knajpa się zapełniła... i nie ważne że przez jakiś czas serwowaliśmy dziennie z 25 litrów właśnie borowikowej:)))
Ruszyło..."

Niby proste i oczywiste, ale takie sposoby często są najskuteczniejsze. Z większą promocją uliczno-sąsiedzką muszę się niestety trochę wstrzymać, ale wariacja na temat próbek to na pewno coś na teraz.
Powiesiłyśmy na witrynie duży napis TRY BEFORE YOU BUY i taką właśnie politykę prowadzimy od dziś nawet w odniesieniu do naszych najmniejszych słodkości:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz